Jestem świeżo po seansie tego filmu i muszę przyznać, że niesamowicie mi się film podobał i nie umiem zrozumieć ogromnej fali krytyki jaki na niego spływa. Być może wynika to z karygodnego błędu - nie wiem czy filmwebu czy dystrybutora - nazwanie go horrorem. Przeciętny widz który np. nie kojarzy filmów Aronofskiego, widzi hasło "horror" i spodziewa się kolejnego filmu o nawiedzonym domu, dostaje tymczasem thriller, mocno psychologiczny, z ogromem symboliki i metafor, paranoiczny, mindf*ckowy, sprawiający wrażenie klaustrofobicznego koszmaru z którego nie da się obudzić - no i tenże widz czuje się rozczarowany, wręcz wściekły, bo film miał dać trochę strachu i po krzyku, a tu nie jest niestety tak łatwo, wwierca się pod skórę, irytuje, denerwuje, poucza i intelektualizuje...
Ok, ale za co taka wysoka ode mnie ocena? Prozaicznie zacznę od takich bardziej rzemieślniczych elementów - świetne zdjęcia, prowadzenie kamery bardzo sugestywne, dobrze zrobione z perspektywy tytułowej "matki" Do tego świetna gra aktorska - osoby które mają irytować robią to po mistrzowsku, choć najbardziej zadziwiła mnie na plus genialna gra Lawrence, której przyznam szczerze obawiałam się w tym obrazie, nieco gorsza ale niewiele odstająca gra Bardema. Fabuła jest spójna, początkowo jednowymiarowa z czasem zaczyna nabierać drugiego wymiaru, który potwierdza końcówka filmu.
Zgadzam się z ogólną oceną fabuły jako porównania do Boga i Matki Natury głównych bohaterów. Pierwsza część filmu to Bóg starotestamentowy, mamy więc stworzenie człowieka - pojawia się obcy nieznajomy, widzimy ranę w okolicy żebra i naraz ni stąd ni zowąd pojawia się jego żona, która ostatecznie doprowadza do "zerwania zakazanego owocu" czyli roztrzaskania kryształu co skutkuje wygonieniem z raju i jego zamknięciem na cztery spusty. Widzimy również alegorię zabójstwa Abla przez Kaina. Następnie obcy ludzie znikają, pozornie wszystko się wspaniale układa, a Bóg - Bardem w końcu pod wpływem natchnienia które wynikło zarówno z zachowania ludzi, jak i z wieści o dziecku tworzy swój wspaniały wiersz - Nowy Testament, który jak wiemy oparty jest na poświęceniu i miłosierdziu co również wyraźnie widać w dialogach jakie wygłasza, o tym, że trzeba przyjąć, nakarmić, dzielić się wszystkim, wszystko przebaczyć, ostatecznie nawet dzieli się z ludźmi swoim synem, którego dosłownie "biorą i jedzą z tego wszyscy"...
Matka zaś wydaje się cały czas lekceważona, stara się wszystko budować, pilnować swojej intymności, tego co udało jej się stworzyć i cały czas jej głos jest cichy i nie ma żadnego posłuchu.
Myślę, że przede wszystkim to człowiek zostaje poddany tu krytyce - to on odpowiedzialny jest za zło, zniszczenie, jest pusty, bezmyślny, pstryka sobie selfie, lekceważy ostrzeżenia natury i Boga, czuje się panem świata co pokazują ironiczne zachowania gdy nie chcą zejść z umywalki, nie chcą wyjść z cudzej sypialni, śmieją się matce w twarz gdy ta mówi "to mój dom, to nasze!" "- twój? wasze? on kazał się dzielić!" po czym dokonują nie tyle podziału co rabunku, totalnego rozwalania wszystkiego dokoła siejąc zniszczenie... To człowiek ostatecznie doprowadza do samounicestwienia, bo w którymś momencie pęka granica.
Końcówka upewnia nas w tym, że film ma drugie dno - to nie jest historia małżeństwa, nie jest to także żadne tam studium nad traktowaniem kobiet przez mężczyzn - Bardem mówi "jestem który jestem", a do Lawrence że jest domem, a dom jak widzimy w jej wizjach ŻYJE. Za każdym razem gdy przykłada dłonie do ścian widzimy pulsujące niczym magma serce, ale z każdym dotknięciem to serce zastyga coraz bardziej aż całkowicie się spopiela, a następnie to samo serce Bardem wyjmuje z niej na koniec, a z popiołu tworzy diament - miłość, na której podstawie być może daje kolejną szansę ludzkości? Stwarza świat raz jeszcze z nadzieją, że może wszystko potoczy się inaczej? Jednocześnie skoro widzimy identyczną scenę może to sugerować, że niestety ale wszystko będzie dokładnie takie samo? To już pole do indywidualnego odbioru. Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz - tak rozumiem diament z popiołu.
Uwielbiam filmy, po których mam głowę pełną przemyśleń i emocji, kino angażujące, zaskakujące. Kojarzy mi się to też z filmami Polańskiego czy von Triera, a obydwu uważam za bardzo dobrych reżyserów. Nie jest to w moim odczuciu mainstreamowa papka hollywodzka, nie jest to kino lekkie łatwe i przyjemne, nie jest to horror, ale na pewno nie pozostaje się wobec niego obojętnym, a wg mnie to zaleta, a nie wada. Zdecydowanie obejrzę ten film ponownie.
uważam też, że film świetnie pokazuje to, jak ludzie przeinaczają i wypaczają boskie przykazania.
CUDO OPINIA , RECENZJA, WYPOWIEDŹ !!!
Nic więcej nie muszę dodawać. Po prostu super !
Dziękuje !
Hejt wśród moich znajomych- inteligentnych ludzi- wynika z banału symoliki. Mi się też to nie podobało. Cytryny zamiast jabłek i tylko węża brakowało. Problem mam z postacią Lawrence. Jaka Matka Natura? Bóg nie miał żadnej matki u boku. To kim ona tu jest? Wyjaśnij mi to, bo zaraz pomyślę, że Bóg za mało ruc hał i miał przez to problemy małżeńskie. A to wyjaśnienie to już o parodię zahacza.
Kocham filmy Aronofsky`ego, a precyzując to „Requiem dla snu” i „Black Swan”. Są mocno psychologiczne, ciężkie, gęste w klimacie. Ale to, co czytam o Mother ( nie oglądałam jeszcze filmu), wnioskuje, że Aronofsky zinterpretował Biblie po swojemu, co dla osób, co Biblie znają, kupy się nie trzyma. Taką predylekcje ujawnił już w Noe. Jeśli chodzi o Mother
1. Bóg nie miał matki
2. nie ma Boga starotestamentowego i nowotestamtowego, bo Bóg jest jeden
3. „Jestem, który jestem” , tak powiedział Bóg do Mojżesza, jak Ten spytał się o jego imie
4. „Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz” tak powiedział do Ewy, jak wygnał ich z raju, a znaczyło to, że umrą, czyli wrócą do ziemi, z której powstali
No i tytułowa Matka, czego/kogo ma być alegorią? Dla mnie znającej Biblie, to groch z kapustą, która też allegorią może być ;)
Rozumiem zamysł artystyczny, wizje reżysera , ale dobrze jakby to miało jeszcze ręce i nogi. I mimo,że jak czytam jest to film artystyczny, to trochę logiki w tym artyzmie by nie zaszkodziło
Matka to alegoria planety Ziemi - domu wszystkich ludzi. Ona i dom (jako budynek w filmie) to jedna postać.
A poza tym to Bóg miał matkę - Matkę Boską. Jezus Chrystus, Bóg Ojciec i Duch Święty to też jedna postać, ale to już wg. Biblii.
Trójca? kolejny katolicki dogmat, uchwalony na Soborze w Konstantynopolu, nie mający potwierdzenia w Biblii.
Jeśli Matka jest alegorią Ziemi, tzn. że stworzył ja Bóg
Ale w filmie przecież Bóg stworzył Matkę. W momencie gdy dom został odbudowany pojawiła się w łóżku.
Połowa osób była rozczarowana, bo nie wiedziała co ogląda, a druga połowa (w tym ja) rozczarowana, bo wiedziała. Symbolika na poziomie gimnazjum! Do odczytania w kwadrans. Jak nie po scenie z żebrem to na pewno po scenie bratobójstwa. Banał, łopatologia, facepalmy. Szczęśliwie, że lemoniada pita przez Pfeiffer była cytrynowa, a nie jabłkowa :)
Lawrence i realizacja rzeczywiście znakomite. Treściowo bida.
Dla mnie porównanie tego filmu do "Dziecka Rosemary" zupełnie nie trafione, takie kolokwialnie mówiąc z czapy.
Miłość to największe dzieło Boga. A jego miłość do ludzi jest tak duża, że wręcz niezrozumiała dla tytułowej matki. Matka umiera w końcu męczeńską śmiercią nie mogąc patrzeć jak Bóg pozwala na całe zło i wybacza wszelkie grzechy. Z miłości umierającej matki tworzy zaś nowy "diament" swoje największe dzieło.
tak to wygląda jak się amerykaniec zajmuje "interpretacją" Biblii. pewnie mu producent podrzucił wersję "Biblia dla opornych" i se Darren przeglądnął ze dwa razy w kiblu.
I niestety wyszło to co w kiblu powinno pozostać. Takiego steku bzdur i niedorzeczności dawno nie widziałem...
Podobają mi się Twoje przemyślenia Suncarol , choć ja więcej miejsca poświęciłbym krytyce koncepcji Boga miłującego i miłosiernego jakiej dokonuje Aranofsky. (S)twórca grany przez Bardema to próżny, żywiący się uwielbieniem swych wyznawców, bezduszny narcyz. Nie obchodzi go ich los - nawet kiedy widzi do czego są zdolni, gotów jest dzielić się wszystkim, co posiada, nawet oddać swoje dziecko, byle tylko mógł pławić się w kulcie, jakim go otaczają. Symbolem tego chorego egoizmu jest czczony przez niego diament, który okazuje się być odzyskaną z popiołów, zamkniętą w krystalicznej strukturze czystą miłością poprzedniej partnerki. Kiedy ją traci za sprawą demonicznych Adama i Ewy, zgodzi się na wszystko, by zapełnić tę stratę.
Co za oblesne wstretne filmisko scenariusz rodem z piekla a cala fabula opiera sie na obledzie poety i jego zony DLA kogo kreca takie Dno !
Z pewnością nie dla ludzi o wąskich horyzontach myślowych, dla których forma przekazu musi być prosta i niekoniecznie zmuszająca do refleksji.
Mówiąc "Właśnie" wyrażasz tym samym aprobatę dla mojego zdania... Dziękuję, że się ze mną zgadzasz i potwierdzasz, iż film jest kierowany do ludzi których sposób myślenia wykracza poza standard średnio rozwiniętego neandertala.
Wlasnie to alegoria do satanistycznego filmiska a poza tym powinni zabronic takich produkcji i siac zamet w ludzkich umyslach ogólnie rzeczy ujmujac A gdybym wiedziala o czym jest ten film nie chcialabym go ogladac
"Satanistycznego"??? To ja już podziękuję za taką interpretację. Aronofsky nie jest dla każdego - to prawda. Zdecydowanie przyziemne i mocno konserwatywne poglądy, nie idą w parze z jego twórczością.
Poziom twojego myslenia jest milion razy nizszy od neadertalczyka. Nie kwalifikujesz sie nawet do psychiatryka
Zamilcz puchu marny gdy rozmawiają dorośli. Twój troglodycki poziom i wyrafinowany język jakim się posługujesz, wywołuje jedynie uśmiech politowania nad takim intelektualnym ścierwem. Prymitywizm jaki dominuje w Tych frazesach, świadczy o trwałych zmianach w czymś co przypomina jeszcze mózg, ale każe domniemywać iż w zastraszającym tempie przybiera formę bezkształtnej pulpy.
Tutaj wlasnie forma przekazu byla prosta do granic mozliwosci, jak budowa cepa. Ogladajac te banalne metafory odnosilem wrazenie, ze rezyser za kazdym razem strzela mi sciera w pysk. Wszystko zostalo wylozone jak na tacy, tak zeby wspolczesny widz, ktory zwykle jest ameba umyslowa calosc zrozumial. Pozniej tacy filmwebowi znawcy wpadaja w samozachwyt, bo w koncu zrozumieli o co chodzi w 'ambitnym' filmie i wychwalaja pod niebiosa. Taka prawda, ze jest to dzielo najwyzej przecietne, jedynym plusem, ktory odnotowalem jest utrzymujacy sie klimat i to na tyle, reszta to jeden wielki kicz.
Jeb**j sie w czosnek! Tego rezysera powinni zamknac w psychiatryku razem z tymi co sie zachwycaja tym filmem. Dno dna!!
Przygarnąłby takie chamskie nasienie jakim jesteś, do spółki w rzeczonym psychiatryku.
Ty chyba faktycznie nie masz pojęcia co to jest ChAD i czym się objawia...Ciekawe po czym stwierdzasz, aby reżyser chorował na taką przypadłość? Film, nie nosi znamion które wskazywałyby na to...
Możesz bardziej rozwinąć pojęcia "Satanistyczny" oraz "Sekciarski" odnośnie tego filmu?
Dokładnie film zrobiony przez chorego psychicznie żydka dla psychicznie chorych czy tam upośledzonych ćpunków...
A ja nie do końca się zgodzę z porównaniem do Boga i Matki Natury. Mam na myśli ten dualizm. O ile jeszcze mógłbym się zaakceptować Jenifer jako Matkę Naturę to Bardem jako On-Bóg jest wątpliwy. Raczej relacja człowiek-natura, gdzie nawet Bardem nawet nie chciał jej czynić rozkwitającą, tylko myślał egoistycznie. Bardem- On symbolizuje ludzkość jako jednak pragnącą wyższych rzeczy ( jest tu zabijanym Ablem ), w opozycji do którego jest wszędobylski motłoch ( mordujący Kain ) pragnący np. pamiątek że tu byli. Ale rozumiem chętkę takiego widzenia i interpretacji przez ateistę Darena Aronofskiego, co nie jest bez znaczenia. Odnoszę wrażenie ten film to akt oskarżenia Boga Biblijnego wszystko a najbardziej o to że stworzył człowieka który rozpiernicza wszystko co można.
Wg. mnie Bardem symbolizuje pychę i chęć błyszczenia, splendoru i potrzeby uznania, tworzenia etc. A to są cechy czysto ludzkie. To że Bardem mówi >>jestem który jestem<< jest niczym innym jak uzurpacją. Przecież Bardem jest tu słaby i bez siły, który bez ludzkiego bałwochwalczego uwielbienia jest nikim. On bardziej kocha samego siebie niż ją. Jeżeli Bardem jest Bogiem starotestamentowym to na pewno nie można powiedzieć że Bóg ze starego testamentu jest słaby.
Piszesz dalej tak:
>>>Bardem w końcu pod wpływem natchnienia które wynikło zarówno z zachowania ludzi, jak i z wieści o dziecku tworzy swój wspaniały wiersz - Nowy Testament, który jak wiemy oparty jest na poświęceniu i miłosierdziu co również wyraźnie widać w dialogach jakie wygłasza, o tym, że trzeba przyjąć, nakarmić, dzielić się wszystkim, wszystko przebaczyć, ostatecznie nawet dzieli się z ludźmi swoim synem, którego dosłownie "biorą i jedzą z tego wszyscy". <<< Te słowa wynikają właśnie z jego słabości i głupoty i są wypadkową jego wcześniejszej nieudolności . Doprowadził do stanu demolki dom i rozpaczy żonę a teraz tu mówi co mówi.
Owszem alegorie i nawiązania do Księgi Rodzaju są. Mamy ty wszystko poza jednym. Diabłem. I gdzie on jest ? Nie jak się manifestuje tylko gdzie jest osobowo i kim jest. Bo wiemy gdzie są i kim są dobrzy.
Chyba jestem zbyt cyniczna. Ja widziałam banał, przegadanie, niedociągnięte sceny i Lawrence grającą jakby cierpiała na fobie społeczną pomieszaną z ostrymi stanami lękowymi i schizofrenię paranoidalną. Ta gra była uzasadniona w wielu scenach ale nie w całym filmie. Nie dałam jednej gwiazdki tylko ze względu na Michelle Pfeiffer bo jedyne dobre sceny w filmie były jej udziałem. To ona faktycznie wprowadziła do filmu klimat klaustrofobii a jej zachowania żenowały i wprawiały w stan dyskomfortu nawet mnie. Ogólnie większe wrażenie w kwestii przemyśleń nad skarleniem ludzkości wywołała we mnie "Niewygodna prawda" Gore'a.
Muszę przyznać, że po Twoim komentarzu zmieniłem zdanie, bo dotąd nie przekonywała mnie metafora Boga i Ziemi. Bardzo ładnie to wszystko dostrzegłaś i trudno odmówić Ci racji.
Chociaż film jako taki trochę nudnawy i trudny do oglądania.
Pozdrawiam.
Wydaje mi się że gdy oddał dziecko w tłum słyszałem głosy Allahu Akbar. Co ma wspólnego islam z tym filmem?