Ucieczkę w noc oglądałem jako nastolatek , gdy pojawił sie w kinach w Polsce w latach 80-tych. Obejrzałem film ponownie wczoraj i zachwycił mnie. Scena, która wtedy mnie ubawiła i wczoraj znów sie usmiechnąłem. Facet wykręca numer w ulicznym telefonie . Podchodzi jakiś człowiek i zabiera telefon razem ze słupem. Bo jest to filmowa dekoracja. . Drodzy państwo, to, co oglądacie, to nie rzeczywistość, to film. I to wydaje mi się najlepsze podejście. Reżyser John Landis zdaje się mówić: Chodźcie do kina się zabawić, odpocząć, oderwać od marazmu codzienności, opowiem wam piękna bajkę, w której sam sie nieźle bawiłem. Film jest lekarstwem, nawet na bezsenność. Nie ma tu intelektualnej jazdy, zwrotów w problemy dzieciństwa. I jest coś, co mi się podoba, może i jest to fajna cecha filmów z lat 80-tych.. Sytuacje mogą być nieprawdopodobne, ale ludzie pozostają ludźmi. Michelle Pfeifer wygląda normalnie (czyli zjawiskowo), Jeff Goldblum wygląda na masakrycznie zmęczonego faceta z Korpo. Vadim, Bowie (tych rozpoznałem) , klasa dla siebie. Może jestem stary, ale ten film to dla mnie stare dobre normalne czasy.