Wieść gminna niesie że Orson Welles skończył się na "Obywatelu Kane". W tym twierdzeniu jest tyle prawdy co w podobnym przysłowiu o Metallice i ich pierwszym longplayu. Welles może i miewał problemy z budżetem oraz nie odniósł nigdy tak dużego sukcesu jak przy pierwszym filmie, ale wciąż spełniał się artystycznie, czego dowodem ten film.
"Intruz" pozornie jest prostym noirem o pojedynku dwóch obcych w małym miasteczku. Jednak za scenariuszem stoi jeszcze wymyślna forma. Welles sprawia iż połowa scen to wysmakowana uczta dla oka i ucha. Gra z cieniem, bawi się perspektywą, tu i ówdzie umieszcza ciekawe symbole. Znakomitych pomysłów tu co niemiara.
Przykłady? Proszę bardzo:
-niewinna sekwencja gdy na początku widzimy górną część drabiny i nagłe ujęcie z dołu które uświadamia nam z jak olbrzymią wysokością mamy do czynienia...
-scena gdy jednemu z monologów towarzyszy projekcja materiałów z obozów koncentracyjnych, pokazując z jak wielkim złem mają do czynienia bohaterowie.
-opowieść snu z cieniem: nie tylko dobra metafora, ale również historia podnosząca napięcie.
Niby nic doskonałego nie widać w samych opisach ujmujących mnie momentów, ale razem zlewają się w mroczny thriller, który z zainteresowaniem śledzi się do ostatniej minuty. Zdjęcia, muzyka, aktorzy i suspens: to wszystko tutaj jest. Polecam.
Właśnie jestem śweżo po seansie i nie mogę powiedzieć tego samego, np. nie śledziłam z zainteresowniem filmu do końca od pewnego momentu było wiadomo co się stanie....
W ogóle wydaje się pociętym filmem mocno, aż zaskakująco prosty, ale lepszy w sumie niż "Trzeci człowiek" czy "Dotyk zła" (choć tego tylko w skróconej wersji widziałem). Zgadzam się, że od strony technicznej to sporo światłem się bawiono, parę fajnych kompozycji, no i na koniec to tam szaleństwo z ujęciami różnymi czy kaskaderka naprawdę spora, bo faktycznie chyba ktoś tam z tej wieży skoczył.
Trochę się zdziwiłem prostotą zachowania, ale nie o zwroty w fabule tu chodziło, stąd tym bardziej dziwię się, że nie rozbudowano związku Charlesa ze swoją żoną, tego jak prawdziwe było uczucie, oraz ambicji Rankina, tego czy czuł się nadczłowiekiem. Brakowało tam jakiegoś dobrego żydowskiego bohatera. Mógł być ten detektyw żydem.
"Trzeci człowiek" czy "Dotyk zła" to o wiele lepsze filmy. Uznawane, za jedne ze sztandarowych kina noir.